
QUO VADIS DOMINE
Włosy ciasno spięte w kok. Czarny golf. Patrzę w swoje odbicie od ciemnej szyby. Trochę przytyłam. Trochę zbladłam. Nie jest źle, nie jest źle.
Ostatnio odnowiłam różne kontakty, stare znajomości. Dawne dzieje. I chociaż z niektórymi udało mi się spotkać to z większą częścią nie. Jesteśmy zapracowani. Nie mamy czasu, energii na popołudniowe wyjście. I co? I rozumiem to, dobrze mi z tym.
Czuję, że moi znajomi mają cele. Bezwzględnie do nich dążą. Każdy ma priorytety i się ich bezwarunkowo trzyma.
Lubię duże miasta. Metropolie. Gwar, szum pędzących ludzi. Jadąc tramwajem widzę tyle nieznajomych. Zawsze zastanawiam się co by było gdyby ktoś w tym momencie wysadził bombę. (Wiem, dziwaczne, zostało mi to po wpisie ATAK / EWAKUACJA). Te wszystkie myśli, marzenia, nadzieje nigdy nie ujrzałyby dziennego światła. I chyba tego mi najbardziej żal.
Każdy ma swoją misję i stara się ją realizować. Każdy ma jakiś cel. Chociażby powrót do domu. Zakup bułek w piekarni. Skończenia kolejnego rozdziału książki.
Uwielbiam ludzi. Uwielbiam obserwować świat. Poznawać idee.
Często jesteśmy anonimowi. Czasem w tym wszystkim samotni. Nawet będąc wśród ludzi to my sami musimy wiedzieć którą drogą idziemy. Którą chcemy iść. Nie kierowani innymi. Wolni.

