
POMYSŁ
„Pani szczęścia nie życzę, bo z takimi pomysłami to pani szczęścia nie potrzeba”
rzekł jeden z członków komisji gratulując mi uzyskania tytułu magistra.
***
Temat pracy dyplomowej to było coś, nad czym myślałam długo. Nawet bardzo. A w ostatniej chwili totalnie zmieniłam.
Miał to być projekt Domu Starców. Wiedziałam to już przed tym jak poszłam na studia. Żeby wczuć się w klimat odwiedziłam kilka razy takie miejsce, a wizyty tam kończyły się wieczorami pełnymi smutku i kontemplacji.
Odkryłam, że ludzie w Domach Starców są… znudzeni. Starzy. Bez perspektywy na jakiekolwiek zmiany.
Czułam zgrzyt. Bo niby zależało mi na tym, żeby im pomóc ale owoc tych wizyt zawsze był dla mnie negatywny w skutkach.
Byłam przygnębiona.
A ostatnim projektem na studiach chciałam się „pobawić”. Miał mi sprawiać radość.
Pomyślałam, że miejsce, które zintegrowałoby starszych z młodymi byłoby strzałem w 10. Więc Muzeum Designu w centrum miasta- to byłoby coś.
Przez dwa miesiące przeglądałam inspiracje. Artykuły. Badania na temat tego jak sztuka wpływa na percepcję, a percepcja na sztukę. Zastanawiałam się czy jest ona monologiem czy dialogiem. Jak połączyć ze sobą młodość i starość.
Do konsultacji z promotorem przynosiłam zdjęcia „Case studies” jakichś zagranicznych realizacji.
Bardzo czułam to, co chcę projektować ale totalnie nie wiedziałam jak. Szukałam drogi. Jednak jednego byłam pewna- tematu.
Któregoś majowego już popołudnia, przekonana o temacie, nie mająca idei, nagle pomysł wpadł mi do głowy i już nie widziałam innego rozwiązania.
Na kolejne konsultacje przyniosłam gotowy projekt.
Całkiem tak jak w życiu- wydaje nam się, że wiemy co robimy.
Później to zmieniamy, bo czujemy, że nie tą drogą poszliśmy. A jak już się odważymy na zmianę i zaczniemy szukać rozwiązania na obrany kierunek to wszystko jest proste. Logiczne. Wystarczy pomysł.
A teraz już jestem po obronie. Pora na kolejny.


Wpasowanie nowoczesnego budynku w pejzaż klasycznego miasta z zabytkową kubaturą to mega wyzwanie. Kojarzysz Filharmonię Szczecińską? Ona to dopiero wzudzała emocje i do dziś trwają spory czy pasuje, czy nie przyklejona do czerwonej cegły z zębem czasu.
Co do oleju marchwiowego, to po prostu smaruję nim ciało, jak balsamem. Pozdrawiam :-)
Pewnie, że kojarzę (i mam nadzieję, że w tym roku uda mi się zobaczyć ten obiekt) ;) Ja lubię nowoczesne, niesztampowe rozwiązania ;)
Dzięki!