
KRAKÓW W PAKIECIE
„Powiem szczerze, że lubię Wrocław, ale przy Krakowie wymięka.„
***
Gdy Ania zaproponowała weekend w Krakowie, to wahałam się zbyt długo z zakupieniem biletów.
Grafik w pracy napięty, z zadaniami tyły, finansowo też mogłoby być lepiej. Ale, że Kraków na mojej liście od dawna, a na Dzień Dziecka wypada zrobić sobie prezent… w czwartkowy wieczór witałam się już z nimi na miejscu.
I wiesz co?
Nie ma nic lepszego niż oprowadzanie przez rodowitych krakowiaków, których pasją są… podróże.
Przez cały weekend grafik miałam wypchany po każde 10 minut, a wyglądał on mniej więcej tak:
Dzień 1. Piątek.
Muzeum Narodowe i wejściówka na wszystkie wystawy. O ile Design po ’89 całkiem mi się podobał, o tyle Wyspiański rozłożył mnie na łopatki. Na prawdę ciężko było przebić już cokolwiek. Manggha muzeum trochę się rozczarowałam. W Balu zjadłam obiad. A do MOCAKu nie miałam siły już iść. Ale poszłam. Architektura wyborna, a wystawy ciekawe, więc i energia wróciła.
Po tym wszystkim wybraliśmy się spacerkiem na Kopiec Kraka, gdzie obserowaliśmy burzę. Stamtąd prosto nad nadwiślańskie piwo „z widokiem” do FORUM przestrzenie, gdzie wspomniana nas dosięgła. I tak totalnie mokrzy, ale szczęśliwi, dyskutowaliśmy do późnych godzin nocnych, przechodząc z błahych, do zbyt ciężkich, jak na tę godzinę tematów.
Dzień 2. Sobota.
To był Kraków w pigułce. Widziałam Plac Matejki. ASP. Dach Akademii Muzycznej też, chociaż robił on mniejsze wrażenie niż widok z niego. Teatr Słowackiego. Mały Rynek z wodną kurtyną i oczywiście Rynek Główny z wymarzoną Bazyliką Mariacką.
Weszłam do Kościoła. A jak już weszłam, to zamarzyłam zrobić zdjęcia, więc musiałam kupić pozwolenie. Pani rozmienić gotówki nie miała jak, więc podeszłam do Pana i… to był strzał w dziesiątkę! Ów Pan, a po godzinie już Przemek, oprowadził mnie po całym Kościele wskazując bardziej i mniej ciekawe fakty z historii. Sama sobie zazdrościłam takiej indywidualnej wycieczki :D Gdy wyszłam moi kochani, rodowici przewodnicy zabrali mnie na kapitalne gruzińskie jedzenie. To się nazywa „pakiet” od życia.
Odkryłam, że dużo uroku ma chodzenie z parasolką w deszczu. Planty to istny azyl, a Pałac Szczepański, Bunkier Sztuki oraz sam Barbakan i Brama Floriańska to miejsca, które idealnie nadają się na ciepły, letni spacer.
Wieczorem wybraliśmy się na Paradę Smoków organizowaną przez teatr Groteska. Smoki z Dziennika Marco Polo przedstawione na tle fajerwerków, wizualizacji świetlnych i wodnych robiły pio.ru.nu.ją.ce wrażenie. I nawet pogoda dopisała.

Let’s beginning to start!

Mają?

Muzeum Manggha Isozakiego jest na liście „1001 buildings you must see before you die”. Odhaczone!

O ile „tyły” MOCAK’u fotografuje się bardzo fajnie, o tyle elewacja frontowa jest trudna do uwiecznienia – a tu śmietnik, a tu znak drogowy. Wielka szkoda. Chociaż z drugiej strony… czy w tym budynku są jakieś „tyły i przody”?

A tu już Kopiec Kraka.

Ranek. Sobota. Tauron Arena.

Wyobraź sobie, że ja pierwszy raz w życiu zjadłam obwarzanka! Zakochałam się od pierwszego kęsa…!

Tu zakochałam się po raz drugi tego dnia.

Bardzo. Ale to bardzo chciałam zobaczyć ten pawilon.

Dzieci smoków się nie boją.

A przy Muzeum Archeologicznym mają najelpiej zaprojektowany plac zabaw jaki kiedykolwiek w życiu widziałam.

A tu już Rynek nocą. Po paradzie.
Dzień 3. Niedziela.
Po niedługim śnie leniwie zwiedzaliśmy urokliwy Kazimierz. Chwile przed tym miałam okazje przejść się Parkiem Jordana i z bliska zobaczyć Stadion Wisły Kraków. Teraz już też wiem, czym są krakowskie Błonia. Weszliśmy do Audiorium Maximum UJ’otu. Aż ostatecznie pojechaliśmy na Kazimierz. A tam wszędzie, wszyscy, z zapiekankami.
Nadwiślański brzeg i słoneczna pogoda urozmaiciły nam popołudniowy spacer.
W godzinach wieczornych, w porze, kiedy już nie kupisz obwarzanków na głównym, wsiadłam do autobusu, by po trzech godzinach ponownie znaleźć się w kochanym Wrocławiu i tylko na chwilę wrócić do codziennej rzeczywistości.
Z perspektywy czasu zastanawiam się, co tak naprawdę było fajniejsze – czy to miasto, czy Ci moi przewodnicy. Zdecydowanie! Kraków poleca się zwiedzać w miłym towarzystwie.

Kierunek: Circoteka.

Are you going to fall?

Ostatni przystanek. Ostatnia kawusia.
*Post został przygotowany tak, że nazwy odpowiednich miejscówek zostały podlinkowane – klikając w nie, bezpośrednio zostaniesz przekierowany do strony internetowej danego z miejsc.
*Chciałabym bardzo, ale to bardzo, podziękować Ani i Grzegorzowi z Take your Way!
Gdyby nie Wy to po pierwsze: najprawdopodobniej nie zwiedziłabym Krakowa, po drugie: na pewno nie zwiedziłabym Krakowa tak dobrze.
A Ciebie zachęcam do zwiedzania ich strony, gdzie zamieszają konkretne porady, jak podróżować dobrze, rozsądnie i z głową. Dokładnie tu: www.takeyourway.pl

