
WEEKENDOW(r)O
Gdy którejś nocy obudziłam się z zimnym dreszczem na plecach, bo śnił mi się kolejny wyjazd, zrozumiałam, że pora spędzić trochę czasu na miejscu.
Jak już stwierdziłam, tak też zrobiłam i październik zmienił się w błogie leniuchowanie we Wrocławiu.
***
Polska za pół ceny czy Coffee Marathon tylko zmotywowały do eksplorowania okolic. Tym sposobem w piewszy weekend października, w damskim gronie, wybrałyśmy się na północ Polski, by za grosze zwiedzić kilka miejsc.
W Bardo zdobyłyśmy Obryw Skalny, a twierdza Kłodzko zrobiła na nas ogromne wrażenie. A nie wiem, czy nie większe dobrze przygotowani do tego panowie – przewodnicy.

Jak zobaczyłyśmy tak ubranego Pana przewodnika, to już wiedziałyśmy, że to będzie dobra wycieczka :D

Po wyjściu spod ziemi nie obyło się bez fotki!

Widok z twierdzy.
W tym czasie widziałyśmy też, jak chętni pobijają rekord Guinessa w jedzeniu kaszy. My zaś zdecydowałyśmy się na szarlotkę z kawusią. Po słonecznej przerwie na słodkości obrałyśmy azymut na piękny Pałac Marianny Orańskiej i, ku naszemu zdziwieniu, pani przewodnik z klasą wprowadziła nas w świat tej fascynującej kobiety. Zachód słońca podziwiałyśmy z punktu widokowego w Kamieńcu Ząbkowickim.

Uwielbiam uliczki polskich, małych miast. Centrum Kłodzka.
Niedzielnym popołudniem, już we Wrocławiu, przeszłyśmy się do Centrum Historii Zajezdnia. Tym samym wprowadziłyśmy się w poważny klimat II Wojny Światowej, którego kontemplacje zakończyłyśmy na Wyspach.
Kolejny weekend, po wielkim porządkowaniu, spędziłam, kręcąc się po nadodrzańskich okolicach, podziwiając rankiem Bulwar, po południu leżąc w relaksujących bąbelkach wrocławskiego aquaparku.
W tygodniu natomiast, po godzinach w ulubionym biurze, beztrosko czytałam Gropiusa, łapiąc ostatnie promienie jesiennego słońca.
Wieczorami przewijało się za dużo wina i za dużo czekolady, ale… who cares ;)
A ten weekend to istna wisienka na torcie- bez żadnego planu i listy „to do” zwiedziłam przecudny Ogród Botaniczny, weszłam też na wieżę widokową Katedry. W Hali Targowej odwiedziłam stoisko z przyprawami, a obiad zjadłam w legendarnym Misiu.
A teraz jest niedziela, punkt południe. Wpadnie Miły, zjemy kurczaka, który „dochodzi” w piekarniku, przejdziemy się po Japońskim Ogrodzie i zwiedzimy Park Szczytnicki.
Jak to mówią: 100%WRO.

Justa i wypisane przez nas kilka słów do księgi pamiątkowej Muzeum.

Przestrzenie muzeualne, choć niewielkie, nie odbiegają od europejskich standardów.

Tak w przeciągu kilku dni zmieniał się widok zza mojego biurowego miejsca pracy.

12.10.2018. Świętujemy!

Wino i słodkie. Efekt powyżej.
Wpis o jesiennym Wrocławiu sprzed roku: KLIK

