
NASZ LONDYN
Ukradliśmy wspólnych 18 godzin i nie mogło być inaczej niż totalnie w naszym stylu- wino, dobre jedzenie, kawusia i kilka amatorskich zdjęć na mieście.
Lunch zjedliśmy w słynnym Duck & Waffle. Przy tym, jak odsuwał mi krzesełko najlepszego stolika w restauracji, dodał pewnie: „Enjoy your London, Kinga„.
Lody pochłonęliśmy w Ben&Jerry’s, a take-away’ową kawę chwyciliśmy z ulubionego Caffè Nero.




Pod London Eye pobawiliśmy się iphonami robiąc kilka spontanicznych zdjęć i filmików.
Zaśmialiśmy się z trzy razy, że ten dzień znacznie różni się od tych wspólnych dni sprzed 3 lat.
Bo wtedy to telefonu, który robi zdjęcia, nie miałam, a o kolacji w restauracji mogłam pomarzyć.
Leżąc wieczorem w łóżku myślałam jedynie o tym, że czas upłynał, sytuacja się zmieniała, a my…
a my ciągle mamy taką samą radochę w swoim towarzystwie.
a my ciągle mamy taką samą radochę w swoim towarzystwie.
No i, że choć czasem nie ma się siły i motywacji…
to warto.
to warto.





Poprzedni post W CZARNEJ BIELI

Następny post ZAWÓD.