
2020
„Wszystko zrealizowałam, bo mało planowałam”
***
Część 1. 2020 w pigułce
Celem na 2020 było mocne postanowienie, że w tym roku naprawdę polubię swoje życie. I szczerze mówiąc, nie trwało to długo, ale grzechem byłoby tego celu nie osiągnąć, będąc w styczniu przez tydzień nad oceanem, a później przez trzy mieszkając w narciarskim kurorcie.
Ten rok nie miał być szczytem osiągnięć i chciałam prowadzić normalną, przeze mnie lubianą codzienność.
I to było dobre założenie, bo nadszedł Covid. Choć w wielu przypadkach obrócił niejeden los do góry nogami (a wiem, bo zdarzyło się tak wśród moich bliskich) to mnie bezpośrednio jeszcze kryzys ten nie dotknął.
Ilość podróży w tym roku, w moim wydaniu, była spora. Pracę dostałam na dłużej, niż się spodziewałam. Zaczęłam chodzić regularnie na siłownie i przez regularność i brak oczekiwania spektakularnych efektów jak nigdy dotąd zrozumiałam słuszność stwierdzenia, że to droga jest celem.
Część 2. Osiągnięcia i lekcje
Nie wiem, czy można to nazwać wybitnym osiągnięciem, ale po tych prawie już dwóch latach w Szwajcarii, wygląda na to, że zostanę tutaj chwilę dłużej z racji tego, że mam w końcu stałą pracę.
Coraz bardziej rozumiem, że już nie chcę przeskakiwać swoich możliwości. Nie chcę zmieniać miejsca zamieszkania, ani państwa, ani udowadniać sobie nie-wiadomo-czego, Nie chce walczyć ze wszystkim, co wykracza poza moje możliwości.
To takie zabawne, gdy dochodzisz do punktu, w którym nie chcesz już podbijać świata, mieć jachtu i milionów na koncie, a zwyczajną, prostą codzienność. Tego chyba mnie nauczył ten rok.
Część 3. Miejsca
Lizbona (klik), Andermatt, Bazylea, niemiecki Fryburg, zatrzymujący dech w piersiach widok z Burgenstocku.
Chwilę przed lock-downem przyjechali do Szwajcarii moi rodzice – zwiedzaliśmy Bazylee, Zurich, Luzernę. Wjechaliśmy na Rigi.
Po całym miesiącu chodzenia do nowego biura musiałam przejść na home office. A później na tym home office przeprowadzić się do innego mieszkania.
Co weekend starałam się gdzieś ruszyć. I albo okolice Bazylei, albo w głąb Szwajcarii. Hinteri Egg, Lautenbrunnen (+ wjazd kolejką na Wengen), spacer po Interlaken albo Thun. Kilka wizyt w Viznau. Fryburg szwajcarski, Hoch Ybrik, Sursee. Zermatt (klik). Piękne są okolice Gruyeres i warto też zahaczyć o fabrykę najbardziej w Szwajcarii znanej czekolady Callier.
Ale nie ważne czy to piaszczyste plaże Sycylii, czy drink z widokiem na Akropolis (klik), czy też weekend na głębokiej wsi… Ważne, żeby być zadowolonym z tego, że wraca się do domu.
Część 4. 12 miesięcy w fotografiach









Część 5. Ulubieńcy
Bez wątpienia zakupem tego roku był… rower. Umilał mi wiosenne weekendy i każdy dzień, w którym jechałam do pracy. Już zacieram ręce do kolejnych wypraw – czy to do lasu, czy po bułki na śniadanie.
Książek i przeczytałam, i przesłuchałam ilość rekordową. Pisarzem 2020 był bez wątpienia Miłosz Brzeziński ze wszystkimi swoimi pozycjami. Mitologia będąca inspiracją do zwiedzania Aten też niczego sobie – miło od czasu do czasu sobie odświeżyć.
W wannie non stop śpiewałam Rasmentalism – Tryb samolot.
Jak się domyślacie, żadnej konkretnej wystawy nie widziałam, za to duże wrażenie robi Muzeum Akropolu w Atenach.
Potrawą roku ogłaszam smażone pomidorki koktajlowe i pieczoną fetę. Napój to zdecydowanie biało wino ze sprajtem.
Ulubiony moment to czytanie gazetek w ogrodzie. Gra: makao.
Nadzieje na 2021
Mam.
Mam nadzieje, że decyzje będę podejmować według intuicji, że będę cierpliwa i wytrwała. Że poznam wyjątkowych ludzi, a Ci dotychczasowi jak zawsze będą cieszyć mnie swoją i cieszyć się moją obecnością. Że będę robić ciekawe, wymagające projekty. Ze posmakuje nowych rzeczy i zwiedzę wyjątkowe miejsca. Że mimo wszystko i pomimo przeciwności nie stracę nadziei.
