
TOBLERONE
Gdy pracuje się w Szwajcarii, a pracuje się tu dużo i wytrwale, to do wykorzystania na ładowanie akumulatorów zostają praktycznie tylko weekendy.
***
Człowiek pakuje piątkowym wieczorem do pociągu /tudzież samochodu/ i wyrusza w podróż w nieznane.
W tym przypadku to południe kraju, gdzie temperatura spada, a ciekawość krajobrazu proporcjonalnie wzrasta.

Po 3,5 h jazdy, jednej wypitej przez kierowcy kawy i po zjedzonej przez pasażerkę sałatce, wysiada się na piętrowym parkingu. Nie ma innego wyboru – droga dalej dla aut zamknięta. Po 10-minutowej przejażdżce pociągiem ląduje się na końcu świata. W miejscowości z najbardziej rozpoznawalnym widokiem na szczyt na świecie.
Zermatt to miasteczko o tyle urocze, o ile Matterhorn widoczny.
Nocą tej sposobności nie było. Natomiast z walizkami pod górę do wynajętego apartamentu z lekkim zdenerwowaniem się szło.
Bo i daleko, i walizki ciężkie.
Wszystko zrekompensowało drewniane sklepienie mieszkania, duża wanna i lampka wina oczywiście.
Rankiem wszędzie chmury…. Żadnego szczytu nie widać. Ale szczytem byłoby nie przyznać, że miejscowość urocza. Zielona. Ślicznie zabudowana. Zadbana.
No nic. Dzień z kijkami przed nami. A pogodzie szanse dać trzeba.


Po kilku kilometrach marszu, lekkim deszczu i zjedzonych kanapkach trafiamy nad /jezioro/, gdzie dumny Matterhorn nieśmiało odsłania swoje oblicze.
Niedługo później widzimy go w całej okazałości.
Dumny. Majestatyczny. Wyjątkowy.
A przede wszystkim na cały świat znany.
Co jest najlepsze? Że nie jest on w tym masywie najwyższy. A taki pożądany. Czym zawdzięcza swoja popularność? Zapada w pamięci.
Bo i kształt wyjątkowy. I marketing dobry.



Dzień zamykamy tradycyjną szwajcarską kolacją. Z najlepszym widokiem w mieście oczywiście.



Dzień trzeci, a w sumie to ostatni to podróż najwyższą kolejką gondolową na świecie. Matterhorn Glacier Paradise zabiera nas na 3820 m n.p.m. Tym samym pierwszy raz mogę podziwiać świat z takiej wysokości.
Temperaturę na tej najdłuższej w Europie trasie narciarskiej podkręcają Ci, co na nartach zjeżdżają w krótkich rękawkach. Natomiast całkiem zimno jest, gdy lodowca się dotknie. No i oddycha się inaczej.



Weekendowy off zaliczony. Późnym popołudniem wracamy, żeby od poniedziałku zmierzyć się z codzienną rutyną.
Ale co jak co – naturą naładowanymi akumulatorami.

