
NA ZEUSA
Jeden z pasażerów kichnął dosadnie razy trzy, a wszyscy jak jeden mąż poprawili noszone na twarzy maseczki. Dokładnie w tym momencie pomyślałam: Oho. To będzie na prawdę ciekawa wyprawa.
***
Było jeszcze rano i było zimno. Nawet bardzo. Szczęśliwie miałam na dłoniach rękawiczki. Po 40 minutach bardzo spiesznego spaceru byłam w autobusie prowadzącym prosto na lotnisko.
3 h później i 2500 km dalej zastało mnie pełne słońce oraz temperatura trzykrotnie wyższa od porannej.
Ateny. Ich zwiedzanie nie może chyba rozpocząć się inaczej niż od wizyty na Akropolu. Górujący nad miastem, majestatyczny, oblany gorącym jesiennym słońcem – robi wrażenie jak nic innego nigdy wcześniej. Spacer po dzielnicy Plaka i obiad w dzielnicy Kolonaki również należą do przyjemnych. A najprzyjemniej robi się, gdy po całym dniu popija drinka w jednym z barów na dachu – z Akropolem w tle – rzecz jasna.
Dzień drugi to kontynuacja. Na śniadanie Muzeum Akropolu. Następnie Agora rzymska. Ateńska. Obiad – Biblioteka Hadriana. Na kolację Keramejkos. Warto mieć niewyczerpane pokłady sił w nogach. Zapasy ambrozji i miodu. Albo ewentualnie czerpać energię z pochłanianych suwlaków.



















Ja to ja, moje towarzystwo moim towarzystwem, to żeby nie było monotematycznie i tylko antycznie -architektonicznie dzień trzeci składa się z Muzeum Iluzji, w którym rzeczy duże wcale nie są większe od mniejszych, a to, co z pozoru normalne, po trzech analizach przestaje być naturalne.
Wieczorem natomiast, niczym w dzień gorącego lata (ale jesienią) idziemy do Opery na tragiczna Madame Butterfly. Może nie tragiczna, ale na pewno bardzo dramatyczna. Trzy godziny mijają jak mgnienie oka.
Dzień ostatni spędzamy w Narodowym Muzeum Archeologicznym, a następnie kierujemy się do portu w Pierusie, by tam wypić ostatnią w pełnym słońcu kawę.










***
Była piękna pogoda. Słońce. Wakacyjna temperatura. Majestatyczne budynki. Światowo rozpoznawalne zabytki. Co więcej, jedne z najstarszych, jakie na tym ziemskim padole zostały zachowane.
Jest natomiast jedno „ale’. Ta antyczna kraina to niestety nie tylko ambrozją i miodem płynąca. Bo Ateny to też brud. Uchodźcy. Bezdomni. Zapach uryny. Dzielnice w centrum miasta takie, że strach. Strach się bać! Trzeba mieć dużą odporność na syf i tych, którzy białe traktują jak śniadanie, obiad i kolację, a reszta jest już tylko czarna…
…Na Zeusa, jak do tego mogło dojść?
Jedno jest pewne: nie ważne, jak zaczynasz, ważne jak kończysz.

